Wcale nie byłam przekonana do tego wylotu do Barcelony. Rodzice nalegali, a mnie na samą myśl o upałach, robiło się niedobrze.
Pakowanie przebiegało, jak zwykle, bardzo nerwowo. Pewnie znów zapomniałam o najważniejszych rzeczach.
Odprawa też dłużyła się w nieskończoność. Miałam tego dość. Wizja urlopu na gorącej wyspie z rodzicami wcale mnie nie zachwycała. Cóż… Jedynie lot i przyglądanie się chmurom mogło być dla mnie jakąś atrakcją.
Zajęliśmy miejsca. Po powitaniu przez pilota, zapięciu pasów i innych potrzebnych do wykonania czynności, każdy pasażer mógł oddać się własnym zajęciom: rozmyślaniom, spaniem, czy patrzeniem na zgrabne nogi stewardess, tak jak mój brat.
Ja w spokoju oglądałam lotniczą przestrzeń, która przecież, jako jedyna potrafiła mnie zainteresować.
Byłam rozmarzona… Moją głowę zaprzątało tysiące różnych myśli. Zastanawiałam się, jakby to było, gdyby to człowiek potrafił latać. Gdyby mógł, tak jak ptak, wbić się w przestworza lub tak, jak Ikar polecieć daleko, daleko…
Nagle moje myśli zostały przerwane przez dziwny dźwięk. Było to coś w rodzaju pomruku, jakiegoś chrapania, mlaskania. Byłam zdziwiona. Rozejrzałam się w około… wszyscy pasażerowie pogrążeni byli w głębokim śnie. Ja ciągle słyszałam te dziwne dźwięki, które w moim mniemaniu dochodziły z kabiny pilota.
Pomyślałam, ze to tylko jakieś radio, ale moje zdziwienie nie miało granic, kiedy usłyszałam:
„Niech żyje wolność, wolność i swoboda”. Nie wytrzymałam. Po cichu weszłam do kabiny pilota i to, co zobaczyłam przerosło moje oczekiwania. Pilot totalnie pijany leżał na podłodze z butelką w ręku i śpiewał, a raczej bełkotał jakieś biesiadne piosenki. Byłam przerażona. Widziałam, że maszyna zaczyna przechylać się niebezpiecznie w dół. Nie wiedziałam, co robić… Wiedziałam, ze nie mogę pozwolić na katastrofę. Wiedziałam też, że nie mogę nikomu o tym powiedzieć, bo panika pasażerów przyspieszyłaby katastrofę.
Siadłam za sterami. Coś w środku kazało mi zapanować nad maszyną, a przecież tylko w telewizji widziałam, jak wyglądają stery samolotu.
Poczułam się dziwnie, jakaś siła sprawiła, że dziwnym przypadkiem wiedziałam, jak się zachować.
Długo nie mogłam jednak sprowadzić samolotu na właściwy tor. Ale udało mi się wzbić powrotem do góry. W końcu, po długich staraniach, a może mi się tylko tak wydawało, może trwało to kilka sekund. Wreszcie zapanowałam całkowicie nad tym olbrzymem.
- Halo!! Wysiadamy!! – jakiś głos śmiertelnie mnie przestraszył – Dolecieliśmy, jesteśmy na miejscu.
Zobaczyłam mamę pochylającą się nade mną, która krzykiem próbowała mnie wybudzić z głębokiego snu.